Czy ważne jest nadmierne wydobywanie surowców naturalnych albo ponadprogramowa konsumpcja, która prowadzi do niesamowicie wielkiej produkcji śmieci? Zagrożenia biologiczne, wpływ działań ludzkich na gatunki albo postęp technologiczny czy to wszystko cokolwiek nas obchodzi?
Tak, oczywiście, że tak…
W skali globalnej.
Natomiast jeśli przyjrzymy się dokładniej temu, co nas dotyka, smuci i przyciąga naszą uwagę, to z pewnością nie będą to czynniki, które wymieniłam powyżej. Nie oszukujmy się losy świata to nie jest temat, który przychodzi nam do głowy tuż po otwarciu rano oczu lub gdy miękko składamy wieczorem głowę na poduszkę.
Co zatem może nas trapić?
Nieumyte naczynia, które razem z nami prześpią tę noc w zlewie na przykład. Cieknący kran i brak funduszy na to, aby go naprawić. Generalny brak funduszy. Sprawy związane z pracą (co zrobiłam źle i czy na pewno zrobiłam źle, bo przecież łatwiej jest założyć, że jednak zjebałam niż że mi poszło dobrze, albo może palnęłam znowu coś nieodpowiedniego- no generalnie myśli są różne). Dzieci!!! Ten temat jest wielopłaszczyznowy- czym nakarmić, w co ubrać, jak sprawić, by czuły się kochane, docenione, zadbane.
Jak niewielkie są problemy świata w zderzeniu z naszymi „małymi” rozterkami dnia codziennego, prawda?
Są też takie dni – radosne przeważnie, które niosą za sobą czasem trudne zakończenie. Mówię tu o dniu nawiązania jednego z najważniejszych paktów pomiędzy ludźmi, jaki da się stworzyć. Jest to oczywiście przysięga małżeńska: „I że Cię nie opuszczę puki ŚMIERĆ nas nie rozłączy.”
I tu pojawia się zagwozdka …, bo najlepiej by było, aby faktycznie kostucha zainterweniowała. Nie można po dobroci? Nie można się dogadać i mieć spokój? No NIE!!! W większości wypadków niestety nie. Dlaczego? Czy tu chodzi o pieniądze, majątki, sprawy finansowe? Czasem taki właśnie jest powód waśni podczas rozstań, ale moim zdaniem przede wszystkim chodzi tu o zranione EGO. I tyle.
W życiu małżeńskim i partnerskim zdarzają się chwile trudne, czasem wręcz nie do przewidzenia. Takimi momentami mogły być w moim małżeństwie z pewnością moje epizody maniakalne. Zdaję sobie sprawę z tego, że próby radzenia sobie z codziennymi problemami, konflikty, różnice poglądów i oczekiwań, to wszystko może składać się na trudne wybory. Jednakże, w tych chwilach, gdy zderzamy się z naszymi własnymi słabościami i ograniczeniami, zazwyczaj okazuje się, że to nie tyle same zobowiązanie, ile sposób, w jaki je realizujemy, decyduje o przyszłości związku.
Wartość przysięgi małżeńskiej nie polega jedynie na utrzymaniu relacji do ostatniego tchnienia. To również wyzwanie do ciągłego wzrostu osobistego, wspólnego rozwijania się jako partnerzy i zdolność do wspólnego pokonywania trudności.
Podobnie jak losy Ziemi, nasze związki wymagają dbałości o większy kontekst, o zdolność dostrzegania i rozwiązywania problemów, które pojawiają się na wspólnej drodze. Tylko poprzez szacunek, komunikację i gotowość do wzajemnego zrozumienia możemy naprawdę spełnić nasze ślubowanie małżeńskie.
Losy Ziemi to dla mnie temat dużej wagi. Jednak nie tak dużej jak to, co dziś się stanie. Otóż dziś od jednego „TAK” lub „NIE” zależy moja „wolność”. Czekam na nią od roku. Nie mam pojęcia co się stanie. Jakie będzie postanowienie osoby, która decyduje o moim życiu, o mojej przyszłości.
Niełatwo jest przekreślić 11 lat wspólnego życia. Jednak to życie porównane do roku ciężkiej walki zdaje się być koszmarem, pułapką, tragicznym teatrem.
Boże jak dobrze, że się z tego wyplątałam. A właściwie Boże dziękuję, że mnie z tego wyplątałeś!!!
Nie ma cienia wątpliwości, że bez ingerencji boskiej MOJE losy nie ułożyłyby się tak jak się potoczyły. A kierunek, który obrały jest moim zdaniem idealny.
I co z tego, że się nacierpiałam? I co z tego, że cały czas upadam i się podnoszę?
Opuściłam złotą klatkę i to jest najważniejsze.
Pamiętam te dni pełne zwątpienia, kiedy wydawało mi się, że złota klatka, w której tkwiłam, była jedynym bezpiecznym schronieniem. Byłam uwięziona w sieci własnych obaw, ograniczeń i niezdrowych wzorców. Ale znalazłam w sobie siłę, by się z tego uwolnić. Wybawienie samo przyszło.
Każdy ból, każde zranienie, stały się cennymi lekcjami. Te doświadczenia ukształtowały mnie i nauczyły, co znaczy być silnym. Teraz widzę, że to wszystko było nieodłączną częścią mojej wędrówki, prowadzącej mnie ku wytchnieniu. (Jeśli pracę na dwa etaty i masę innych obowiązków można nazwać wytchnieniem).
Powtórzę jeszcze raz opuściłam złotą klatkę i to jest najważniejsze. Odkryłam wolność, której nie zaznałabym, gdybym pozostała uwięziona w złudnych złocistych obietnicach, które tam mnie trzymały. Teraz widzę świat w pełniejszym wymiarze, ciesząc się życiem na własnych warunkach. Codziennie dziękuję za odwagę i siłę do zmierzenia się z trudnościami i podjęcie decyzji o wyjściu na wolność.
Ten trudny krok miał sens, a każde wyzwanie było kamieniem milowym na mojej drodze. Wiem, że boska ręka nadal mnie prowadzi, a ja będę kontynuować podróż w pełni świadoma. Moje losy układają się coraz lepiej i w to chcę wierzyć, temu ufać. Tym bardziej, że sama nie jestem i to, co buduję wznoszę nie dla siebie samej.
Losy Ziemi, podobnie jak życie małżeńskie, stanowią skomplikowaną sieć zależności i wyborów. Pytanie, od czego zależą losy Ziemi, prowadzi do refleksji nad wpływem naszych działań na środowisko, ale także nad tym, jak nasze małe, codzienne rozterki mogą być przyćmione przez globalne wyzwania.
Choć zmiana klimatu, zanieczyszczenia, wycinka lasów i inne globalne problemy są istotne dla przyszłości naszej planety, często skupiamy się na naszych własnych, bardziej osobistych troskach. Stając przed koniecznością wybrania się do sądu i spojrzenia w oczy tej osobie, z którą spędziło się lwią część swojego życia nie zastanawiamy się nad tym czy planeta cierpi czy nie. To przecież nasz ból wysuwa się wtedy na pierwszy plan.
Tak samo jak nieumyte naczynia, cieknący kran czy brak funduszy na naprawę mogą wydawać się błahe w porównaniu do ogromu problemów świata, ale są to sprawy, które wpływają na nasze życie codzienne.
W małżeństwie również to niewielkie sprawy potrafią nabierać ogromnej wagi, nasze indywidualne wybory i decyzje mają wpływ na kształtowanie się losów naszych, a w efekcie i całej Ziemi.
Zatem od czego zależą losy Ziemi?
Od nas oczywiście.
A czy losy Ziemi są naszymi indywidualnymi rozterkami? Pozwolę sobie postawić tezę, że tak właśnie jest. Metafora Ziemi jest przecież naszym życiem. Cóż może być bardziej istotnego niż nasz byt? To z niego tworzy się historia naszej planety więc to, czy żyjemy w zgodzie czy też skaczemy sobie do gardeł oddziałuje na świat, w którym żyjemy. Losy Ziemi to nasze losy. Zatem mocno wierzę w to, że dziś Matka Natura, Bóg, Wielka Energia – wszystko, co rządzi tym Światem zadziała na moją korzyść. Po raz kolejny uwolnię się od formalnych więzów, które sprawiają że w pewnym sensie stoję w miejscu.
Trzymajcie za mnie mocno kciuki lub wznoście modły do nieba, bo moje losy dziś zależą od dwóch prostych słów” „Tak” albo „Nie” i koniec pieśni.
Życzę Wam, aby wasze losy toczyły się wspaniale.
Julia Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD
Fot.: Gerd Altmann