Istnieje u nas, w sensie, że w naszym pięknym kraju, taka wspaniała, wigilijna tradycja, która zawsze bardzo mnie wzrusza- podczas wspólnej wieczerzy 24 grudnia na stole zostawia się pusty talerz dla zbłąkanego wędrowca.
Skąd ona pochodzi?
Obchodzi się ją na znak wędrówki Świętej Rodziny oraz kultywuje, by uczcić pamięć zmarłych.
U mnie w tym roku na stole wigilijnym taki talerz się nie pojawił. Zdziwiło mnie to bardzo i zasmuciło jednocześnie. Jednak w całej tej krzątaninie związanej z nakrywaniem do stołu, wnoszeniem potraw, a później dzieleniem się opłatkiem, jakoś nie zaprotestowałam mimo, iż do mojego mózgu doszedł impuls, że to przecież miejsce dla mojej nieżyjącej mamy, a do serca dotarło nieprzyjemne ukłucie wywołane żalem, że przecież miejsca dla niej zabraknąć nie powinno.
Jednak los chciał, że w te święta samotny wędrowiec dał o sobie jeszcze znać.
Mianowicie w pierwsze święto odezwała się do mnie pewna osoba. Totalnie mnie zaskoczyła swoim telefonem. Zapytała czy może przyjść do nas następnego dnia na godzinkę, półtorej bo czuje się bardzo samotna i chciałaby spędzić czas wśród ludzi.
Totalnie mnie zamurowało w pierwszym momencie, bo nie jest to osoba, z którą mam kontakt na codzień, co nie zmienia faktu, że bardzo ją lubię i od razu, jak tylko sekundowy szok minął, zgodziłam się na to spotkanie.
Myślę, że to niesamowita sytuacja, bo jak często się zdarza, że ktoś, z kim nie jesteś „mocno zaprzyjaźniony” prosi Cię byś „przygarnął” go na święta?
Z drugiej zaś strony, my sami powinniśmy rozejrzeć się uważnie wokół siebie i sami się zreflektować, czy takie osoby nie potrzebują właśnie naszej obecności.
Szczerze mówiąc, nigdy do głowy by mi nie przyszło, żeby tę osobę zaprosić do siebie. Bo wiadomo podczas świąt spotykamy się z rodziną i bliskim znajomymi. A co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy nie mają do kogo buzi otworzyć przez te trzy dni?
Wstyd mi, że sama na to nie wpadłam.
Głupio mi za samą siebie, że biadoliłam jakie to straszne są te święta.
Może gdybym spojrzała trochę dalej niż za własny czubek nosa, dostrzegłabym ludzi, którzy mają większe problemy niż przedświąteczna chandra.
Ale mogę na szczęście ten błąd naprawić i niezmiernie się cieszę, że wczorajsze spotkanie z naszym „zbłąkanym wędrowcem” tak wspaniale się udało.
Bo mimo, iż była to dla moich teściów i 95-letniej babci zupełnie obca osoba to ciepło ją przyjęli, a dyskusje na ciekawe tematy i rozmowy na te całkiem spontanicznie poruszane przez nasze dzieci, nie miały końca. Wesoło, zabawnie i ciepło- tak właśnie nazwałabym ten czas, który spędziliśmy z naszym gościem. Już jesteśmy umówieni na następne spotkanie.
I jedno wiem na pewno- pora otworzyć trochę szerzej oczy. Bo mimo tego, że od czasu do czasu uda mi się dostrzec kogoś w potrzebie, to tak naprawdę trudno jest czasem wyjść poza sferę konfortu, którą stanowi ciepły domek, dzieci, mąż, ten blog ….. i dostrzec, że oprócz ludzi chorych na ChAD są też inni- samotni, bezdzietni, posunięci wiekiem….tacy, z którymi rzadko mam kontat. Ale może moja przygoda z „zbłakanym wędrowcem” miała mi własnie to uświadomić. Może to była lekcja. Nauka tego, żeby nie koncentrować się tylko i wyłącznie na tym, co robię, ale spojrzeć na życie z szerszej perspektywy.
Może to jakiś znak na 2020 rok?
Jakieś ważne przesłanie?
Jak sądzisz?
A Ty?
Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek, by puste miejsce przy wigilijnym stole ktoś zajął?
Zapukał do Twoich drzwi zbłąkany wędrowiec?
A może bierzesz udział w jakiś przedświątecznych akcjach charytatywnych?
Dzisiaj zagrzewam was do boju Moi Drodzy, bo pewnie po Świętach jest wam niezwykle trudno się zmobilizować zatem- DO BOJU!!!!
Dobrego Dnia.
Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD.
Fot.: Terri Cnudde
Niesamowita sytuacja.. Wzruszająca.. Ja zawsze stawiam ten dodatkowy talerz do wugili, nigdy jednak nie zdarzyło się żeby ktoś tego wieczoru niespodziewany się zjawił.. Mimo pamięci o dodatkowym nakryciu pewnie tak samo jsk Ty byłabym zszokowana taka sytuacja i pewnie tak samo jak Ty zareagowalabym goscina bo o to przecież chodzi żeby otwierać serca na potrzebujących.. Tak samo byłoby dla mnie to lekcja i głęboką refleksja o tym żeby doceniać co się ma bo są tacy którzy nie mają nic. Tym bardziej świadczy ta historia o Twoim dobrym serduszku że osoba z którą nie jesteś tak blisko związana właśnie do twoich drzwi chciała zapukac i czuła że zostanie ciepło przyjęta. Wspaniałe. Co do akcji charytatywnych.. Nigdy nie potrafię przejść obojętna na różnego rodzaju zbiórki czy żywności czy pieniędzy na potrzebujących mimo że czasem też ciulam grosz do grosza…. Przed świętami zanim jeszcze wpłynęła mi pensja i premia świąteczn? będąc na skromnych zakupach takich codziennych prostych produktow trafiłam właśnie na zbiorke.. Dzieciaczki z, domu dziecka śpiewały świąteczne piosenki cueszyly się dawały cukiereczki z prośbą o udział w zbiórce żywności.. Widząc to kiedy weszłam na sklep.. Myślę kurde nie mam kasy a chyba umrę ze wstydu wychodząc stąd i nic tym dzieciom nie dając.. Kombinowalam na co mi wystarczy bez czego mogę się obyć żeby coś wziąć dla nich… Niesamowite było kiedy kładąc im do koszyka te słodkości zobaczyłam ich wielka szczera radość.. Tych dzieci i ich opiekunek.. Pierwszy raz spotkałam się z takim entuzjazmem.. Usłyszeliśmy serdeczne podziękowania i dostaliśmy własnoręcznie zrobiona przez nich gwiazdkę.. Wyszłam stamtąd z poczuciem naorawde radości dzięki nim ake też jednocześnie żal mi było że nie mogłam dać więcej.. Przykre było to że chodzili ludzie uginajacy się pod ciężarem siatek a nie wrxucali tym dzieciom nic.. Niewiele miały w tym koszyku darów.. Nie rozumiem takiej obojętności
Ja już nie mam na Ciebie siły Moniko!!! No chyba będę musiała sobie za każdym razem chusteczki szykować przed czytaniem Twoich komentarzy, bo przecież krokodyle łzy mi ciekną po policzkach!!! Ja wiem doskonale, jak Ci trudno było wygospodarować nawet te kilka groszy mimo wszystko zrobilas to i to jest WSPANIAŁE. Myślę, ze Ci, Którzy mają wystarczająco bardziej rozumieją tych którym czegoś barkuje od tych, którzy mają aż nadto. Pisałam kiedyś taki tekst, w którym pojawiłao się zdanie „Świata nie uratujesz”. Moim zdaniem ratowanie świata zaczyna się od jednej osoby bo dwie, trzy, sto, tysiąc, miliard – tworzą świat- i da się go uratować!!!! Dziękuję Moniko za to, że napisałaś o swoich doświadczeniach i za to, że kupiłas te słodycze. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę wspaniałej nocy.
Niby takie proste . A oczy mamy lekko zamknięte na innych .
DOBRZE , że gość potrafił sam ,, upomnieć się o Towarzystwo ” ❤️
To prawda Pani Basiu, bardzo się cieszę, że ta osoba się do mnie odezwała. Pozdrawiam Panią bardzo ciepło i życzę pięknej niedzieli.