Każda historia jest inna
INACZEJ
PO DRUGIEJ STRONIE KRAT CZ.V
Nuda, jak wcześniej wspomniałem może mieć charakter motywacyjny, a może być elementem szalenie destrukcyjnym.
Z moich obserwacji wynika, że osoby stosunkowo młode gorzej ją znoszą i dlatego większość zajęć jest adresowana do nich.
Nie będę specjalnie odkrywczy jeżeli dodam, że duży wpływ na nastrój i odczuwanie nudy miał fakt, co czekało na nich poza murami Instytutu. Część nie miała do czego wracać co nie poprawiało im nastroju na cześć czekały pilne sprawy, współmałżonkowie, dzieci. Problem bezdomności pacjentów nie był w Instytucie lekceważony i stanowił jeden z ważnych elementów terapii.
Dbano również o zapewnienie środków na utrzymanie po zakończeniu leczenia w systemie zamkniętym.
System pomocy społecznej jest dosyć ubogi i niewystarczający, a o pomoc trudno niemniej byłem świadkiem, że niekiedy udało się pomóc.
Myślę, że stopień zaangażowania i świadomość, że leczenie kryzysów psychicznych jest procesem długotrwałym, a niektóre schorzenia dożywotnie powodował, iż problemy bytowe zajmowały tak ważna rolę w procesie zdrowienia.
Myślę, że ten stopień zaangażowania wyróżnia szpitale psychiatryczne od ogólnej służby zdrowia .
W Instytucie, ponieważ jest rejonizacja, niektórzy pacjenci trafiają cyklicznie np. przy chorobie dwubiegunowej lub z powodu zaprzestania brania leków przy schizofrenii lub depresji uznając, że są już wyleczeni i nie muszą tego robić.
Jest to złudzenie wywołane pragnieniem zapomnienia o chorobie, ale też efektami ubocznymi brania leków.
Są przez personel traktowani, jak starzy znajomi- stosunki bez mała rodzinne.
Uważam, że to również stanowi znaczącą różnicę z ogólną służbą zdrowia.
Personel w Instytucie miał świadomość, że może się spodziewać powrotu swoich podopiecznych w przyszłości.
Znalem młodego człowieka, który powracał kilkanaście razy, a może kilkadziesiąt, był na szczęście wyjątkiem, bardzo mu współczułem.
Wracajmy jednak do tego, co jest tematem przewodnim tj. nudy.
Obiecałem Julii, że nie będę poruszał spraw palaczy, gdyż uważam ten temat za zbyt oklepany. Jednakże pisząc o nudzie w szpitalu nie sposób go pominąć.
Mam wrażenie, że wspólne palenie jest głównym sposobem spędzania czasu u palaczy, a rozmowy: „Czy masz fajkę?” wypełniały im życie.
Zazdrościłem im, gdyż mimo, że pochodzę z rodziny palaczy sam nie pale.
Przychodziłem pod dziwi palarni i patrzyłem tęsknie, ale ten tytoniowy zaduch skutecznie mnie odstraszał przed chęcią wstąpienia. Mimo, że sam nie palę, to dla osób palących pozbawienie możliwości dymka byłoby dodatkowym stresem.
Takie przymusowe odzwyczajanie szczególnie dla osób neurotycznych, a takich była większość, mogło mieć bardzo negatywne skutki dla wielu pacjentów i chociaż z tego co wiem nie był to proceder popierany, to jednak go tolerowano. To też różniło Instytut od innych szpitali.
Autor: Tomasz Dejdo
