– „Dobra ta książka”- zakrzyknęłam do męża z odmętów sypialni, spod ciepłego kocyka przerywając fascynującą lekturę, po to, by dać wyraz mojemu zachwytowi.

-„Dobry ten obiad”- usłyszałam w odpowiedzi.(ha ha ha)

Taka jest właśnie różnica pomiędzy mną, a moim mężem- ja zdecydowanie duchowa, on- raczej pragmatyczny.

Można więc jednoznacznie stwierdzić, że pochodzimy z dwóch różnych światów i jesteśmy jak ogień i woda.

Ale czy to źle?

Moim zdaniem bywają zalety i wady takiej sytuacji.

Wadą na pewno jest ten stan, którego doświadczam obecnie. W związku z faktem, iż dzieje się teraz bardzo dużo spraw związanych z moim rozwojem osobistym i zawodowym, nie mogę niestety w moim mężu szukać kompana do rozmowy na te tematy. I jest to bardzo trudne dla mnie, ponieważ jest on moją najbliższą osobą i chciałabym z nim dzielić WSZYSTKIE tematy. Ale nic nie poradzę na to, że w naszym związku to ja mam skończone cztery kierunki studiów, a to on potrafi zbudować dom i go całego uposażyć. Tak jak napisałam- yin i yang.

Niewątpliwie jednak te równice miedzy nami są zbawienne, gdy dochodzi do sytuacji  takich, w których ja nazbyt „odlatuje”, biorę sobie zbyt dużo na głowę lub moje działania są nie do końca przemyślane- wtedy mój mąż skutecznie mnie „uziemia”. Potrafi znaleźć odpowiednie argumenty, aby przekonać mnie do tego, że trzeba jednak zejść na ziemię i pogodzić się z tym, że jestem tylko człowiekiem i nie wszystko niestety mogę samodzielnie ogarnąć swoimi siłami.

Na przestrzeni lat wypracowałam też sobie pewien system komunikacji z moim mężem- chodzi konkretnie o kłótnie, których praktycznie nie prowadzimy. Mój mąż jest tego typu człowiekiem, który jak wejdzie na jakiś temat , to potrafi się tak rozkręcić, że może wokół jednej sprawy debatować trzy godziny- nie wchodzę więc z nim w sprzeczki. Jeden raz wypowiadam swoje zdanie i na tym kończę. Po trzech dniach mogę być pewna, że mój mąż wróci do mnie z moją tezą czy pomysłem powtarzając je jako swoje. W ten sposób osiągam swój cel bez wdawania się w awantury.

Jesteśmy więc zupełnie inni, ale podkreślę jeszcze raz, że uważam, że to bardzo dobrze.

W przypadku osób chorych na ChAD  (czyli w moim) bardzo ważne jest by druga osoba w związku była stabilna psychicznie- ktoś musi trzymać związek w ryzach w przypadku kryzysu chorego.

Jeśli więc zastanawiałaś się lub zastanawiasz nad tym czy związek dwóch osób chorych psychicznie to dobry pomysł, to od razu ostrzegam, że zdecydowanie NIE!!!

Często się zdarza, że ludzie tak właśnie łączą się w pary, jednak o ile to tylko możliwe, dobrze gdy druga osoba w związku jest zdrowa.

Mój maż i ja jesteśmy więc jak ogień i woda, ale też bywały sytuacje, gdy działałam na niego jak płachta na byka. Gdy w głębokich stanach maniakalnych zachowywałam się irracjonalnie on powodowany lękiem o mnie i o dzieci stawał się agresywny , co tylko jeszcze bardziej napędzało moją agresję- w ten sposób dochodziło do eskalacji furii.

Przeszliśmy razem wiele róznych chwil- trudnych, wzruszających, piennych i dobrych momentów- tak jak życie bywa różne, tak różni jesteśmy my. Żyjemy ze sobą już kilkanaście lat i ciągle uczymy się siebie nawzajem.

Dlatego, gdy wołając: „Dobra ta książka.” W odpowiedzi słyszę: -„Dobry ten obiad.” Śmieję się w głos. Bo bawi mnie niezmiernie ta nasza inność. On do tego, by być szczęśliwy potrzebuje dobrego obiadu i ja mu go przygotowuję, bo jestem tego w 100% świadoma, a książka….. no cóż – zgadnijcie kto mi ją kupił?

Tak pięknie się uzupełniamy.

Ogień i woda.

Yin  i Yang.

Obiad i książka.

Życzę wam Kochani, żebyście wśród morza nieporozumień, różnic i rutyny, która często dopada nasze związki, potrafili zauważyć te „małe chwile”, „małe słowa”, „małe gesty”, które sprawiają, że jest dobrze- nie fenomenalnie, nie cudownie, nie wystrzałowo- po prostu DOBRZE.

Wszystkiego dobrego zatem.

Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD

Fot.: Dariusz Sankowski 

2
0
Would love your thoughts, please comment.x