Koniec czerwca i początek lipca to dla mojej rodziny czas szczególny. Rocznice ślubu (moje i moich teściów) urodziny (prawie wszyscy jesteśmy rakami), imieniny itd…
Na brak okazji do świętowania nie narzekamy.
Któregoś roku zorganizowałam imprezę dla wszystkich dzieci z rodziny i nie tylko. Zrobiłam ogromny tort przekładamy trzema rodzajami masy- toffi, kukułka i karmel z obrzydliwie słodką polewą (jeśli tak to można nazwać) wykonaną z prawie kilograma cukru pudru zabarwioną na kolor niebieski.
Ten tort moje dzieci będą wspominać do końca życia ha ha ha.
Ale nie tylko dzieci świętują i nie tylko bliska rodzina obchodzi swoje święta w lipcu.
Dla mnie trzeci, czwarty i piąty lipca to takie trzy bardzo wyjątkowe dni.
Powiem tylko, że kolejno następują po sobie urodziny, urodziny i imieniny trzech bardzo ważnych dla mnie osób w tym jedne moje ha ha ha.
Kiedyś piątego lipca potrafiłam dzwonić do solenizantek o 6:00 rano by być pierwsza z życzeniami.
Dziś pewne relacje się zmieniły.
Każda z solenizantek założyła rodziny, żyje życiem, w którym nie ma już miejsca na wielogodzinne wspólne spotkania, rozmowy i spacery po uliczkach małego miasta.
Pewne rzeczy przeminęły z czasem.
Jest to stan naturalny, choć czasem łza się w oku kręci na wspomnienie młodzieńczych, bądź co bądź beztroskich lat spędzonych u boku ludzi których można spokojnie powiedzieć, że nie tylko darzyło się ich przyjaźnią ale nawet w jakiś sposób kochało.
Były to związki BARDZO bliskie. Osoby na które ZAWSZE można było liczyć i one mogły ZAWSZE liczyć na mnie.
Pamiętam jak siedem lat temu dosłownie dopingowały mi, gdy szlam do porodu (ha ha ha) i jak wspaniale o mnie dbały, gdy byłam zmuszona zostać dłużej w szpitalu z powodu komplikacji.
Pamiętam moje łzy, gdy im rodziły się dzieci.
I tak- każda z nas ma już swoje latorośle.
Każda dba o ognisko domowe, każda wciągnięta przez rutynę i domowe obowiązki w sercu i w myślach ma pozostałe jednak…. czasu na wiele rzeczy brak.
Co pozostaje?
Pozostaje trzeci, czwarty i piąty lipca- ten nasz odwieczny rytuał.
Bo mimo, że wiele przeminęło z czasem, to w środku został (przynajmniej we mnie) płomień, który się tli i wiem, że nie ugasi go nic.
Mimo, że nasze relacje nieraz zostały wystawione na próbę, to w duchu jestem pewna, że to ciągle my- takie same jak wtedy, gdy poznałyśmy się mając 13 lat.
Dziś 25 lat później cieszę się z tego, co mam.
Ze zdrowia, z rodziny, ze wspaniałych wspomnień, jakie mamy.
Dziękuję Wam Kochane za to jeśli czytacie ten tekst.
Życzę Wam dziś Moi Drodzy , Moje Drogie przyjaźni głębokich i prawdziwych takich na każdy czas.
Wspaniałego dnia.
Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD
Fot.: Steffen Zimmermann