Uwielbiam minimalistów. Kiedy widzę przestronne powierzchnie, w których nie da się znaleźć tych wszystkich „zakurzajek” przypominających np. wakacje w Grecji lub będące szalenie nieprzydatnym prezentem od Twojego dziecka na Dzień Matki, który ma Ci przypominać, że Twoje dziecko nieporadnie, ale Cię kocha, bo własnoręcznie zrobiło dla Ciebie z kolorowego piasku coś, co nazywa się „tęcza szczęścia”, ale czym to właściwie jest naprawdę tylko Bóg jedyny raczy wiedzieć.
Zatem w takich minimalistycznych powierzchniach nie ma takich przedmiotów, brakuje tego typu pamiątek. Są za to puste półki, czyste stoliki, no może gdzieś na stole jadalnym znajdziesz samotnie stojącą dla ozdoby świecę i to wszystko.
Fascynują mnie niezmiernie ludzie, którzy żyją w takich domach lub mieszkaniach dlatego, że ja absolutnie minimalistką nie jestem.
Kupiłam sobie nawet kiedyś książkę pt.: „Sztuka minimalizmu” bo chciałam odkryć sekret bycia ascetą i wprowadzić do swojego życia ład i porządek. Jednak w momencie, kiedy doszłam do najważniejszego rozdziału o tym, że trzeba pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, natychmiast zamknęłam lekturę tak, jakby zaczęła mnie parzyć identycznie, jak diabła parzy woda święcona!
Ja nie mam niepotrzebnych rzeczy!!!
Z każdym przedmiotem, który posiadam łączy się jakaś historia. Nie potrafię się z nimi rozstać. Dlatego też między innymi nie oglądam programów prowadzonych przez Marie Kondo, bo wiem, że w moim przypadku rozstanie się z rzeczami nie ma sensu. Byłabym tak nieszczęśliwa pozbywając się czego kolwiek, że zapłakałbym się chyba na śmierć.
I co z tego, że mam tonę ciuchów, dwa kilogramy ozdób na szyję, sama nie wiem nawet ile par kolczyków, mnóstwo kapeluszy i jeszcze wiele, wiele , wiele innych rzeczy- skoro ja je kocham!!!
Czy to jest zdrowe?
Chyba raczej nie!!!
Jednak jestem pewna, że niektórzy z was, którzy czytają ten tekst mają podobnie.
Mało tego. Nie dość, że moja kolekcja ubrań i dodatków jest tak ogromna, to systematycznie ją powiększam!!!
Ale….ponieważ w dobie koronawirusa butiki z ciuchami w większości zostały zamknięte to swoją świrozę na punkcie ciuchów, których nie umiem i nie lubię kupować przez interent przerzuciłam na książki.
No i bardzo dobrze!!! Mam teraz do przeczytania nie małą ilość bardzo intersujących pozycji.
Ale przyznam się szczerze, że tęsknie…
Tęsknię za ciuchami.
Czy Wy też tak macie?
Z pewnością przydałaby mi się wizyta u kosmetyczki, fryzjera oraz podologa, ale najbardziej dotkliwie czuję brak nowych ubrań.
„Przeleciałam” już prawie wszystkie moje rzeczy, które miałam z poprzednich lat no i teraz….NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ ha hah a
Znasz to uczucie?
Stoisz przed szafą, z której wywalają się lumpy, a Ty jesteś załamana, bo nie masz się w co ubrać?
No tragedia totalna!!!!
To trzeba leczyć!!!
Jest jeszcze perę innych kwestii, które również podlegałyby konieczności leczenia więc może to dobry moment, aby zastanowić się nad wizytą u specjalisty.
Ja bowiem jestem Praktykiem w kwestii ChAD (Choroba Afektywna Dwobiegunowa). Potrafię pomóc innym w zrozumieniu czy ona jest i jak należy postępować, aby uniknąć kolejnych epizodów.
Jednak jestem tylko człowiekiem tak samo jak Ty i jak widać na załączonym obrazku, ja również mam swoje słabości.
Czy kupowanie zastraszających ilości ciuchów, ozdób (a zapomniałam o torebkach- kocham torebki!!! – bardziej od butów!!!) książek i innych przedmiotów, które przynoszą mi poczucie zadowolenia jest kompulsywne- no przecież, że tak!
Ale skoro mam tego świadomość, to mogę przecież nad tym pracować!!!
Jednak czuję, że sama chyba nie podołam.
Przyjemność, jaka płynie z nabywania różnych rzeczy jest zbyt duża, aby z niej zrezygnować.
A Wy?
Jakie macie zdanie na ten temat?
Jesteście minimalistami?
Czy może tak, jak ja lubicie gromadzić ciuchy, torebki, kapelusze itd.
Co byście poradzili osobom, które nie potrafią zrezygnować z nabywania przedmiotów, które przynoszą im poczucie zadowolenia?
Macie na to jakiś sposób?
Piszcie w komentarzach jakie jest wasze zdanie na ten temat.
Wspaniałego dnia.
Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD
Fot.: gonghuimin468