Kiedy każdego dnia budzę się rano nie czuję już tego ścisku w gardle, który towarzyszył mi kiedyś przed każdym pójściem do pracy. Nie muszę już w głowie obmyślać planu, co mam zrobić, by szef był ze mnie zadowolony, jakie obowiązki wypełnić jako pierwsze, jak sprawić, żeby klient w końcu zdecydował się kupić od mojej firmy to, co mam mu do zaoferowania.

Już nie musze żyć w myśl zasady :”Czego nie wiesz to dowyglądaj”

Nie pracuję po to, by spełniać cudze marzenia.

Nie jestem już cudotwórcą, który „Rzeczy niemożliwe załatwia od zaraz cuda następnego dnia.”

Dzisiaj sama kreuję swoją rzeczywistość. Tylko ode mnie zależy, co zrobię danego dnia, czy się wyrobię czy nie.

To ja ustalam harmonogram i jego ważność. Tylko ja ponoszę odpowiedzialność przed samą sobą. Sama motywuję się każdego dnia do działań, które uważam, za ważne do wykonania.

I wiecie co?

Codziennie , gdy stawiam po raz pierwszy prawą stopę na ziemi wychodząc z łóżka, czuję przypływ dobrej energii, bo wiem, że to będzie dobry dzień. Dzień, w którym dam z siebie wszystko- nie dlatego, że muszę lecz dlatego, że chcę.

Robię to, co przynosi mi satysfakcję i przyjemność, czuję misję i mam wizję.

Pojawiają się nowe projekty, plany, pomysły, a wszystko przemyślane i dobrze zorganizowane.

Wokół mnie ludzie, którzy chcą być blisko mnie. Ludzie, którzy mi pomagają i którym ja pomagam. Wzajemnie się wspieramy i dopingujemy, bo o to w życiu właśnie chodzi, żeby na początku zadbać o samego siebie ,a potem wymieniać dobrą energię z innymi- dzielić się tym, co mamy w sobie najlepszego i brać to, co inni mają nam do zaoferowania.

Kiedy prowadzę konsultacje z kobietami chorymi na ChAD (Chorobę Afektywną Dwubiegunową) daję im z siebie to, co dać tylko mogę- moje doświadczenie, moją wiedzę to, co mam najcenniejszego mój czas i moją uwagę.

Słucham ich i odpowiadam na konkretny problem i konkretną potrzebę.

Są ludzie, którzy mi ufają i bardzo się z tego cieszę.

Staram się zawsze dopasować swój poziom wiedzy do każdej osoby z którą pracuję, jeśli moje umiejętności nie wystarczają mówię STOP – i pokazuję ewentualne ścieżki, którymi można pójść dalej.

Najważniejsze moim zdaniem jest mieć samoświadomość- obserwować siebie i wiedzieć kiedy zbliżają się niepokojące stany, kiedy już to się osiągnie, to jest mega sukces. Oczywiście przedtem trzeba brać regularnie leki i zdać sobie sprawę, że farmakoterapia będzie trwać już do końca życia.

Proces dochodzenia do remisji jest bardzo trudny i może być niezmiernie czasochłonny, jednak ja ze swoim doświadczeniem staram się pokazać jak wiele lat, jak dużo pięknych momentów można stracić oszukując się , że choroba sama przejdzie lub magicznie zniknie.

Nie ma żadnego czary mary, magiczne mikstury nie istnieją, można się wyciszać, można się obserwować, zauważać swoje obniżone stany i takie, które charakteryzują się podwyższonym dobrym samopoczuciem, ale według mnie cała podstawa leczenia bazuje na dobrowolnym i świadomym przyjmowaniu leków.

I wtedy można się barć za dalszą robotę.

Bardzo się cieszę z tego, że ludzie chcą podjąć ten wysiłek. Edukują się razem ze mną, pragną zrozumieć źródło choroby i jej następstwa.

Poznają techniki, które ułatwiają im zapobieganie powrotom epizodów maniakalnych i depresyjnych.

Takie są moje działania związane z Praktykiem Wyzdrowienia chAD.

Ale to nie jest cała moja praca, która wykonuję.

Przecież pisze jeszcze teksty na tego bloga – co sprawia mi ogromną przyjemność i wiem, że dzięki temu ludziom otwierają się oczy.

Zaczynają zastanawiać się nad tym, jak wygląda świat ludzi chorych na dwubiegunówkę. Oswajają się z tą chorobą. Zaczynają kojarzyć, co to właściwie jest.

Bardzo mnie cieszy, gdy za każdym razem ktoś mnie spotyka i mówi , że czytał mój tekst- wtedy mam poczucie, że to co robię nie znika w czarnej dziurze, że robię to po coś.

No i ostatnia moja ważna aktywność, to praca w Fundacji „Normalna Przyszłość”, gdzie jestem dopiero od niedawna. Tam z kolei mnie się otwierają oczy. To niesamowite, że wydaje Ci się , że jesteś tolerancyjny, akceptujesz ludzi niepełnosprawnych, ale gdy stajesz oko w oko z człowiekiem głęboko niepełnosprawnym, to na początku zupełnie nie wiesz jak się zachować- ja przynajmniej tak miałam. Moja konsternacja była ogromna. Jednak po bliższym poznaniu uświadomiłam sobie, że człowiek, w stosunku do którego z początku zupełne nie wiedziałam jak mam się zachować, jest niesamowicie „ogarnięty” . To, że jest niepełnosprawny fizycznie to błahostka, bo myśli lepiej niż dziesięciu zdrowych. Tak samo jak ze mną- też jestem chora, a myślę ,że niejeden niezdiagnozowany mógłby się przy mnie zawstydzić.

Mój podziw w trakcie pracy w Fundacji nie ograniczył się tylko do wielkiego podziwu dla niepełnosprawnej osoby, o której pisałam. Także ludzie pracujący w tej fundacji są niesamowici- otwarci, zaangażowani z poczuciem tego, że faktycznie chcą pomagać innym.

Na prawdę głęboko się wzruszyłam, gdy rozmawiałam z kobietą odpowiedzialną za pomoc osobom niepełnosprawnym, która jest tułaczem języka migowego- opowiedziała mi o tym, że jednym z jej działań było na przykład pójście do fryzjera z głuchoniemą dziewczyną, aby wytłumaczyć fryzjerce jaką ta dziewczyna chce mieć fryzurę.

Czy w y to sobie wyobrażacie!?!

A my się przejmujemy bzdetami, podczas czas gdy obok nas są ludzie, dla który świat jest pełen barier, które codziennie musza pokonywać.

Jak więc widzicie moje życie ma sens. Mam po co codziennie wstawać z łóżka i robię to z niepochamowaną przyjemnością, bo wiem, że nie żyje tylko dla siebie.

Żyję dla moich dzieci, mojego męża, kobiet chorych na ChAD, ludzi niepełnosprawnych i dla was którzy to czytacie.

Życzę wam dzisiaj, abyście usiedli na chwilkę i zastanowili się nad tym, co macie- spróbujcie to docenić i podziękować Bogu, kosmosowi czy komu tam chcecie za to, za co dziękować możecie.

Ja dziękuje wam, że tutaj ze mną jesteście.

Dnia pełnego pięknych chwil, za które warto dziękować.

Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD

Fot.: Hans Braxmeier

0
Would love your thoughts, please comment.x