Kiedy studiowałam jeszcze Design Thinking musiałam i chciałam brać udział w licznych spotkaniach mojej grupy projektowej, które odbywały się z dala od mojego domu w godzinach późno popołudniowych i przeciągały się do pory wczesno nocnej (jeśli taki termin w ogóle istnieje).
Mój mąż nie był zadowolony takim stanem rzeczy.
Nie wiem czy myślał, że w rzeczywistości spotykam się z wysokim, niebieskookim, przystojnym blondynem tudzież brunetem, ale po każdym moim powrocie do domu urządzał mi wielkie kłótnie.
Ponieważ nauczyłam się już nie wchodzić z nim w żadne dyskusje, bo to tylko pogarsza sprawę pewnego dnia w trakcie jednej z takich sprzeczek oświadczyłam, że nie mam zamiaru się odzywać. Milczałam więc jak zaklęta, a mój mąż mnożył oskarżenia względem mojej osoby. Złośc we mnie narastała okrutna, aż w końcu….. chwyciłam po jedno z dwóch jajek na twardo, które mój miły ugotował sobie na kolację i rzuciłam nim najmocniej jak tylko się dało o ścianę. Po czym mój mąż zrobił to samo z drugim jajem. Moja satysfakcja, radość i zadowolenie były wręcz niepojęte.
Dlaczego?
Bo pozbawiłam go kolacji ha ha ha – wykorzystał bowiem drugie jajo i na kolację „musiał gwizdać”!!!!
Powyższa historia jest jedną z niewielu, która opowiada o tym, że straciłam równowagę i puściły mi nerwy. Bardzo rzadko zdarza mi się postąpić w podobny sposób- nie mniej jednak są i takie momenty, gdy z bezsilności rodzi się gniew- gniew taki wielki, że potrzebuje on odreagować w formie fizycznej.
Niestety spotykając się z ludźmi doświadczonymi przez Chorobę Afektywną Dwubiegunową (ChAD) bardzo często spotykam się z sytuacją, w której podczas awantur dochodzi do aktów agresji.
Z czego one wynikają?
Właśnie z bezsilności oraz z braku świadomości, że naszą najbliższą osobą, która cierpi na ChAD, powoduje choroba, a nie wolna wola. Opanować się w takich momentach jest niezmiernie trudno. Co bowiem zrobić, gdy nasza partnerka, żona, córka, siostra szleje na całego? Kiedy opowiada bzdury, niekontrolowanie wydaje niebotyczne ilości pieniędzy na przedmioty zupełnie niepotrzebne, gdy w końcu staje się agresywna i niebezpieczna, bo nierozumiana przez innych zaczyna się buntować przeciwko całemu światu.
Zachować zimną krew w takich sytuacjach jest bardzo trudno.
Dlatego nie dziwią już mnie historie o tym, że pomiędzy wieloma parami, gdzie pojawia się diagnoza, pojawiają się również, niedopuszczalne moim zdaniem, konflikty, które kończą się rękoczynami.
Jednak po rozmowie z ludźmi, którzy doświadczyli tego typu sporów, po szczegółowym wytłumaczeniu im na czym polega ta choroba, z czego wynika, jak się objawia i co można zrobić, aby przeciwdziałać pojawiającym się epizodom manii lub depresji, pary z którymi się spotykam zaczynają zdawać sobie sprawę, że źródło nieporozumienia leży w niezrozumieniu zachowań ludzi chorych na dwubiegunówkę.
Ja również przez to przeszłam.
Mój mąż także sobie nie radził ze mną, gdy byłam w stanach odmiennej świadomości. Jednak razem wypracowaliśmy system ostrzegania i zapobiegania epizodom. Wszyscy moi bliscy są bardzo wyczuleni na to jak się czuję i zachowuję. Wiedzą dokładnie kiedy coś jest nie tak. Mam też to wielkie szczęście, że większość ludzi, którzy mnie otaczają są w stosunku do mnie bardzo życzliwi i wyrozumiali.
Ale to jest wynik moich długoletnich działań.
Taki stan rzeczy wynika z faktu, iż znalazłam w sobie siłę i odwagę ku temu, by otwarcie przyznać, że jestem chora. W ten sposób obnażyłam się przed światem, ale również zyskałam spokój wewnętrzny i szacunek ludzi, którzy rozumieją lub starają się pojąć moją przypadłość.
Kiedy otworzysz się przed innymi, uwierz mi, że jest łatwiej.
Poczucie wolności sprawia, że możesz o wiele, wiele więcej.
Staram się panować nad moimi emocjami. Dopuszczam do siebie smutek, odreagowuję złość i cieszę się gdy mogę odczuwać radość i satysfakcję.
Wszystkie uczucia, które są w nas są po coś. Najważniejsze by zadawać sobie sprawę z czego wynikają i dobrze nimi zarządzać.
Ja dzisiaj jestem z siebie dumna.
Dumna z tego, że potrafię opanować się i podczas zatargów z mężem nie sięgać po patelnię i agresją reagować na zatargi tylko zaczekać , gdy emocje opadną i wtedy wracać do tematu.
Dumna z tego, że potrafię okazywać miłość swoim dzieciom i ludziom, którzy mnie otaczają.
Dumna z tego, że jestem kim jestem i że jestem w miejscu, w którym jestem.
A Ty ?
Jak się dzisiaj czujesz?
Jest Ci dobrze?
Czy raczej źle?
Czy chciałabyś coś zmienić?
Podziel się proszę tym ze mną w komentarzu.
Życzę Ci wspaniałego dnia.
Julka Małecka praktyk Wyzdrowienia ChAD.
Fot.: annca
Ja dobrze zaczynam dzień.. Po porannym spacerku z psem i czytając teraz Twojego bloga do porannej kawki??? rozbawilas mnie ta historia z jajkami choć wiem że na tamten moment nie było to dla Ciebie śmieszne… To niezwykła sztuka umieć odreagować stres i gniew nie czyniąc nikomu krzywdy i przykrości.. Dużo można powiedzieć w nerwach przykrych słów których się nie cofnie a rana pozostaje.. Noo i jeszcze ewentualne wyrzuty sumienia za to jak emocje opadna.. Jeśli ktoś to sumienie ma heh lepiej burze przeczekać niż ja potegowac… Widzę codziennie Twoje „uśmiechnięte zdjęcia” i czuję ta Twoja pozytywną energię.. Wiedząc też że wcale Ci w życiu łatwo nie było… Ważna i piękna pelnisz misję.. Zarażania ludzi takim pozytywnym podejściem do życia i radości… Ja się zarazilam od Ciebie i nie chce się wyleczyć ??? Dlatego czym prędzej niech już kończy się ta kwarantanna żeby móc się spotkać i dalej siać ta Twoja optymistyczna zaraze ???? pozdrawiam ❤️❤️❤️
Ja już też za Tobą bardzo tęsknię Moniko….Na spacer bym się wybrała, na kawę, na dyskę może ha ha ha. No , ale nic nie poradzimy jak trzeba, to trzeba. Mój optymizm płynie z mojego wnętrza, bo ja na prawdę czuję, że ten czas, który teraz przeżywamy mimo, iż jest oczywiście bardzo trudny, to też bardzo potrzebny. Ja staram się znaleźć pozytywy tej sytuacji, a nie biadolić na to, co złego niesie ona ze sobą. Uśmiecham się codziennie, bo tak czuję- odczuwam radość związaną z faktem, że mogę zacząć każdy dzień, że mam przy sobie wspaniałą rodzinę, pracuje tak, jak lubię, że otacza mnie grono przyjaznych ludzi i w realu i w necie. Mam za co być wdzięczna. Wiem Moniko, że różnie bywa- Ty też to wiesz, ale cieszę się, że umiesz się zarazić tym moim pozytywnym podejściem i wiedz, ze jestem z Ciebie DUMNA- Ty już wiesz dlaczego. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i z utęsknieniem czekam na spotkanie.
No, masz powody do dumy…. A ja ? Sama nie wiem. Niby tak, ale z drugiej strony wciaz nie potrafie sie zrealizowac. Liczylam na to, ze diagnoza mi pomoze. Ale, ze jej nie mam, a raczej mam trzy sprzeczne… Wiem, ze to, co robie jest dobre dla ludzi. Ale co jest dobre dla mnie ? Najdziwniejsze jest to, ze dzis, wczasach zaraz, kiedy wszyscy wariuja, ja czuje spokoj. Robie co chce, zajmuje sie dziecmi i domem, majsterkujemy, szyje, przerabiam, co moge… Jestem troche przerazona tym, jak cudownie zyje sie bez biura. Wyglada na to, ze fakt niechodzenia do pracy niweluje moje leki performancji do poziomu zerowego. Moze nie jestem stworzona do pracy ? To nie fart, bo nie mam wyjscie. Nawet zastanawiam sie, czy nie zaangazowac sie jako wolontariuszka w zwiazku z epidemia. Tym optymistycznym akcentem zycze milego dnia. U nas slonce, pododno w Paryzu spiewaja ptaki i zanieczyszczenie spadlo do najnizej zarejstrowanego poziomu. Mam nadzieje, ze niebawem bede mogla uwiecznic to na zdjeciu i wyslac Tobie ! Caluje ?
Kocie!!! Ja teraz bardzo, bardzo , bardzo dużo czytam wiesz….Postawiłam sobie za punkt honoru dokończyć lekturę wszystkich książek tematyką związanych z ChAD, a jest ich 7!!! To niesamowite- jest tyle spraw, metod, różnych podejść, odmiennych przypadków, innych sposobów na rozwiązanie problemów związanych z ChAD. I im więcej czytam, tym bardziej staję się świadoma nie tylko samej siebie, ale również tego, co czuje mój partner, a także bliscy mi ludzie. Piszesz o tym, jak dobrze odnajdujesz się w „czasach zarazy”- mi jest po prostu bosko- nie muszę latać do szkoły, przedszkola, na zajęcia pozalekcyjne. Wstaję o 5:00 – ćwiczę jogę, od 7:00 zaczynam już pracę i daję z siebie wszystko. Pracuję tyle ile trzeba i jestem wydajna w 100%. Kocham swoją pracę i czuję mega satysfakcję. Uwielbiam też być z dziećmi w domu a nawet ostatnio polubiłam zajęcia domowe takie jak sprzątanie itp. Ty mówisz o tym, że odnalazłaś spokój i jesteś „trochę” przerażona. Wiesz, wydaje mi się, że już nie ważne jaką masz diagnozę- po prostu my genialni i wrażliwi- potrzebujemy poczucia bezpieczeństwa (a teraz je masz bo wykonujesz rutynowe czynności) i spokoju (!!!) ograniczenia stresogennych czynników do minimum. Zauważyłaś to- pomyśl nad tym- wyciągnij wnioski! Nic nie dzieje się bez przyczyny. Kocie! Czekam na zdjęcie. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo, bardzo serdecznie i życzę aby Ci było DOBRZE.