Tak bardzo się cieszę….

Z czego?

Z tego, że na moim słynnym regale książek przybywa.

I co z tego, że czekają w kolejce.

Niech sobie czekają.

Nie zrozumie mnie nikt, kto nie zna tego wspaniałego dreszczu ekscytacji, gdy do rąk trafia nowa publikacja. Kiedy można ją obejrzeć z każdej strony i poczuć zapach druku na papierze.

Zdecydowanie nie jestem fanem e-book’ów.

Kiedy już trafiają takowe w moje ręce co robię?

Drukuję!!!

Tak wiem! To nie jest normalne, ale ja po prostu lubię mieć w ręku papier i czasem podkreślić ołówkiem najciekawsze treści.

Czy korzystam z biblioteki?

Raczej nie.

Dlaczego?

Bo nawet jeśli wypożyczam jakąś ciekawą książkę, to kończy się na tym, że i tak ją potem kseruję. Mówię tu oczywiście o książkach typowo naukowych, bo powieści nie wypożyczam ponieważ zlikwidowano mi moją ulubioną bibliotekę powiatową i nie mam teraz dokąd chodzić.

Moja miłość do książek rozkwita bardzo intensywnie, czego z resztą jesteście świadkami w prawie co drugim wpisie.

I wierzcie mi, że  naprawdę chciałam napisać o czym innym, ale serce podpowiadało m, że radość z nabytych kolejnych nowych trzech książek jest większa niż jakikolwiek innych temat.

A co teraz czytam?

„Współlokatorów” Beth O’leary.

Na trop tej książki również (tak jak jednej z ostatnich książek, które opisywałam) wpadłam za sprawą mojej ukochanej „Wróżki” (czasopismo a nie kobieta czytająca przyszłość z ręki ha hah a).

I wiecie co?

Książkę czyta się rewelacyjnie, bo napisana jest lekko i z dużą dozą poczucia humoru. Nie wiem jeszcze jak się kończy, bo nie przeczytałam jeszcze całej i  chyba nawet nie chcę jej kończyć, bo lektura stanowi niesamowitą przyjemność.

I choć czasu ostatnio na czytanie mało, oj mało, to wykorzystuję każdą wolną sekundę (dokładnie sekundę!!!), aby do niej zajrzeć.

Nie wiem jak wam, ale mnie nie zdarzyło się dawno czytać książki takiej, przy której śmiałabym się w głos. Kiedyś były to książki Małgorzaty Musierowicz, potem Grocholi. Ostatnio tylko Malcolm XD i jego „Emigracja” mnie rozśmieszyły do łez no i Nosowska jeszcze (a propos- Kto mi ukradł moją Nosowską?– przyznać się !!!).

Wracając zatem do „Współlokatorów” nie jest to niestety książka przy której kwiczy się ze śmiechu, ale daje ona takie miłe, ciepłe uczucie na sercu.

O czym jest?

No jak to?

O współlokatorach!!!

Ale nie takich zwykłych.

Zmuszeni trudną sytuacją materialną Tiffany i Leon decydują dzielić się razem mieszkanie w Londynie.

On udostępnia jej swoje mieszkanie w nocy podczas gdy on pracuje, a ona zgadza się na to, by on przebywał w nim w dzień. Jest tylko jeden szkopuł- w mieszkaniu jest tylko jedno łóżko!

Niesamowita historia, która wciąga jak narkotyk.

Współlokatorzy bowiem nie mieli okazji się poznać osobiście, a ich wiedza o sobie staje się coraz większa za sprawą malutkich, kolorowych, samoprzylepnych karteczek, które z dnia na dzień zapełniają całe mieszkanie.

No nie zdradzę Wam co dalej, bo sama nie wiem ha ha ha…

Jak już się dowiem to też nie będę Wam odbierać przyjemności czytania.

Jedno, co mogę powiedzieć na pewno, to że książki stały się ostatnio moją wielką miłością.

I to nie tylko powieści, ale również wszystkie psychologiczne i naukowe publikacje, które również uwielbiam.

Wybór, którego dokonałam dwadzieścia lat temu- brak telewizora w domu- był najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć.

Nic mi nie gra, nie gada, nie zagłusza moich myśli.

Za to, gdy mam ochotę sięgam po prasę, literaturę, czasem włączam film w necie i…..jestem szczęśliwa.

Nie będę Cię pytała co ciekawego ostatnio czytałeś/ czytałaś.

Spytam natomiast co na Tobie robi takie wrażenie jak na mnie wywierają książki?

Co sprawia, ze czujesz ten dreszcz podniecenia?

Co daje Ci przyjemność i Cię uszczęśliwia?

Życzę Ci pięknego, słonecznego i udanego dnia.

Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD

Fot.: Pexels

0
Would love your thoughts, please comment.x