Dobre dziewczynki idą do nieba, a złe?
A złe….tam dokąd chcą!!!!
Bardzo długo byłam „dobrą dziewczynką”- w sukienusi, garsoneczce, na szpileczkach wykonywałam skrupulatnie powierzone mi zadania. Mało tego, prosiłam o więcej.
Perfekcyjny makijaż, idealnie dobrane dodatki.
Piękny uśmiech na twarzy i blond włosy sięgając do ramion.
Chluba i chwała każdej firmy.
Rasowy koń, którego zawsze można było z dumą pokazać klientom i przyciągnąć ich do siebie widokiem tak reprezentacyjnego pracownika.
Czy byłam szczęśliwa?
Bardzo!!!
Tylko, że ten etap w moim życiu dobiegł końca.
Nadal lubię ładnie skrojone sukienki i dodatki idealnie pasujące do każdego stroju.
Jednak przestało mnie bawić występowanie w roli pięknej ozdoby do towaru, który sprzedaję.
W ogóle sprzedaż towarów przestała mnie bawić.
Może wynika to z faktu, że handlowałam dość specyficznymi materiałami, ale generalnie niczego chyba już w swoim życiu nie pokocham tak bardzo, jak pierwszego z produktów, którym handlowałam- był nim worek.
Tak Moi Mili- byłam zakochana w workach- na śmieci, śniadaniowych, na mrożonki itd.
Zdecydowanie uwielbiałam ten produkt i firmę, w której pracowałam.
O innych moich doświadczeniach zawodowych nie będę opowiadać , bo to nie rozmowa kwalifikacyjna.
Liczy się tylko to, że w dniu dzisiejszym jestem już zupełnie innym człowiekiem i chyba od „dobrej dziewczynki”, którą kiedyś byłam, dzielą mnie miliony lat świetlnych.
A już na pewno kilka, jak nie kilkanaście dobrych lat mojego życiowego doświadczenia.
Dziś wiem, że najważniejsze są dla mnie moje dzieci, mój mąż, JA i czas, który mam.
Bardzo długo byłam przekonana o tym, że będę żyła tylko do czterdziestego piątego roku życia- tak , jak moja mama.
Pewnego dnia na szczęście zmieniłam ten sposób myślenia.
Jednak ostatnio znów przyszła do mnie ta refleksja- a co jeśli zostało mi tylko jeszcze osiem lat życia?
Kim chcę być?
Co chcę robić?
Jak żyć, by nie przespać życia, by nie zmarnować ani jednej sekundy, która jest mi dana?
Przede wszystkim chcę żyć dla SIEBIE, dla swoich DZIECI i męża, bliskich, na których bardzo mi zależy.
Czasem podjęcie decyzji „MIEĆ CZY BYĆ” nie jest wcale proste, ale ja mimo wszystko wybieram „BYĆ” nawet jeśli wiąże się to z pewnymi niezbyt przyjemnymi konsekwencjami.
To wcale nie jest proste postawić wszystko na jedną szalę. Zdecydować, że inwestuje się czas i energię w działania, które nie wiadomo kiedy zaprocentują.
Podczas gdy o wiele roztropniej byłoby jednak wleźć w tę garsoneczkę i potuptać na rozmowę kwalifikacyjną i po raz kolejny w życiu zacząć sprzedawać coś, czego świat zupełnie nie potrzebuje.
Albo ujmę to może inaczej- moim zdaniem świat ode mnie o wile bardziej potrzebuje tego, by dzielić się z tymi, którzy znajdują się w zupełnie nowej , często tragicznej dla nich sytuacji, doświadczeniem związanym z moją wiedzą dotyczącą Choroby Afektywnej Dwubiegunowej, niż tego, by kupić ode mnie czterysta ton cegły czy dwie tony węgla.
Uważam, że mam bardzo wiele do zaoferowania.
I są już ludzie, którzy skorzystali z mojego wsparcia.
Dlatego przestałam być grzeczną dziewczynką i chadzać na rozmowy o prace, której i tak nie mam zamiaru wykonywać. Szkoda tylko czasu mojego i ludzi, którzy te spotkania prowadzą.
Skupiam się na tym, co jeszcze mogę zrobić. Jak pomóc. W jaki sposób trafić do tych, którzy najbardziej tego potrzebują.
Nie jestem już śliczną Panią, która z uśmiechem na ustach pyta: ”Kawa czarna czy z mlekiem?”.
Teraz zadaję inne pytania: „Jak długo trwał epizod maniakalny przed przyjęciem do szpitala?”, „Czy osoba w manii była agresywna?”, „Czy jesteście w stanie zapewnić chorej codzienne wizyty w szpitalu?”.
Tłumaczę, wyjaśniam, mówię jak to u mnie było.
Przede wszystkim uspokajam.
I wiem doskonale, że jestem wiarygodna.
Nie pierdziele o czymś, o czym nie mam zielonego pojęcia.
Wiem jak to jest, kiedy na siłę pakują Cię do karetki, kiedy dostajesz w dupę zastrzyk uspokajający, albo przywiązują Cię pasami do łózka.
Doskonale też pamiętam jak bardzo się tęsknie za bliskimi w szpitalu dla chorych psychicznie.
Jak świat wygląda za krat.
Jak smakuje świeże powietrze, gdy wychodzisz na krótki spacer i jak to jest, gdy jedynym Twoim sensownym zajęciem jest parzenie kolejnej kawy.
To jest moja siła- to jest mój dar- moje doświadczenie, z którego korzystam.
Jeśli potrzebujesz pomocy, porady, wsparcia skontaktuj się ze mną.
Ja wiem kim chcę być i co chcę robić!!!
Wiem dokąd chce iść.
I z pewnością nie jest to sala konferencyjna wielkiej korporacji, gdzie wygłaszać będę prezentację na temat przyrostu sprzedaży.
Jeśli już mam coś wygłaszać, to niech to będzie wiedza, która przyda się Tobie.
Moje życie jest w moich rękach. Jest tak dlatego, że biorę dobrze dobrane leki, mam wspaniałego lekarza psychiatrę, pod którego opieka jestem cały czas, a także otacza mnie grono wspaniałych, życzliwych ludzi.
A Ty?
Jak sobie radzisz?
Czy na Twoich barkach nie leży zbyt wiele?
Jeśli szukasz oddechu, nie wiesz co dalej, albo w ogóle nie wyobrażasz sobie życia, bo albo Ty albo Twój bliski właśnie usłyszał diagnozę ChAD, to nie wahaj się skontaktować ze mną.
Moje życie ma sens, bo nie żyję tylko dla siebie, bo mam do roboty trochę więcej niż parzenie kawy i sporządzanie bazy klientów do obdzwaniania.
Pamiętaj JESTEM.
Życzę wam Moi Drodzy, abyście nie bali się odpowiedzieć sobie na pytanie: „Kim jestem?” a „Kim chcę być?”, „Jaka jest droga, którą chcę kroczyć?”
A, gdy już sobie na nie odpowiecie, to żebyście byli po prostu szczęśliwymi ludźmi.
Tego właśnie wam życzę- szczęścia wynikającego z życia w prawdzie i zgodzie z samym sobą.
Dobrego dnia.
Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD
Fot.: Free-Photos