Tak się składa, że ostatnio, od jakiegoś prawie roku- czyli od czasu, gdy rozpoczęła się kwarantanna, bardzo dużo czytam. Pochłaniam książki o przeróżnej tematyce: te związane z Chorobą Afektywną Dwubiegunową, takie o żywieniu i jego zaburzeniach, o autyźnie, raku piersi i nie tylko piersi , o rozwoju, samorozwoju, psychologiczne i zwykłą beletrystykę też.
Prawda jest taka, że „Im dalej w las, tym więcej drzew.” Im więcej czytam, tym pragnę więcej i więcej. W jednej książce cytują drugą, więc po nią sięgam i tak moja podróż nigdy się nie kończy.
Tym tropem idąc od „Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików” Ackermana napotkałam „Kobiety, które kochają za bardzo. Destrukcyjnym związkom mówimy nie.” Robin Norwood, a potem w moje ręce wpadła „Sztuka obsługi penisa” Andrzeja Gryżewskiego i Przemysława Pilarskiego.
Wszystkie te lektury serdecznie polecam.
Jednak istnieje jedno niebezpieczeństwo, na które naraża się czytelnik sięgając po te pozycje- przynajmniej ja złapałam się w taką pułapkę- wszelkie sytuacje, problemy, podawane przykłady zaczęłam traktować, jako SWOJE.
No i chyba nieco przesadziłam.
Mówiąc kolokwialnie: „Zryłam sobie łeb”.
To straszne ha ha ha h WIEM.
Na szczęście przyszyła do mnie właśnie taka refleksja, że nie można przecież dać się zwariować i dlatego, jak skończę czytać „Instrukcję…”., a nie zostało mi już wiele do końca- to od razu sięgam po „Sztukę życia” Lwa Starowicza (on z kolei była cytowany w „Instrukcji …” ha ha ha )- to jest chyba lżejsza i bardziej optymistyczna książka.
W związku z powyższymi wnioskami apeluję do Was dziewczęta i chłopcy – co za dużo to niezdrowo- tyczy się to wszystkich dziedzin życia.
I znów wracamy do esencji naszego bytowania- równowaga jest najważniejsza.
Miałam taki system, że po każdej „ciężkiej” książce sięgałam po taką mniej poważną i to pomagało mi waśnie w utrzymaniu balansu, ale nic nie poradzę, że te nico trudniejsze wciągnęły mnie jak błoto.
Znacie ten żart o czarnej dziurze i białym serku?
„Wchodzi zajączek do sklepu i mówi do niedźwiedzia :
– „Poproszę kilogram białego serka”
Niedźwiedź mu sprzedaje.
Następnego dnia zajączek znów przychodzi i mówi:
– „Poproszę dwa kilo białego serka”
Niedźwiedź znów sprzedaje.
Następnego dnia sytuacja się powtarza.
Tym razem jednak zajączek prosi o trzy kilo białego serka.
Niedźwiedź nie wytrzymuje i pyta zajączka po co mu ten serek.
Na to zajączek prowadzi go do czarnej dziury.
Niedźwiedź pyta:” Co to?”
Zając odpowiada:” Nie wiem, ale zajebiście lubi serek”
Jaki wniosek z tej historii?
A no bardzo prosty- nie karmmy czarnej dziury w sobie białym serkiem!!!
Każdy z nas z pewnością ma w sobie takie uczucia, takie bolące wspomnienia lub niezałatwione sprawy, które łatwo wskrzesić właśnie podczas lektur podobnych książek, do tych, które cytowałam powyżej.
I bardzo dobrze, że sięgamy po takie pozycje – są one potrzebne do naszego rozwoju i zwiększania samoświadomości.
Jednak czasem warto się porządnie zastanowić, czy nie marnujemy białego serka- naszego optymizmu, energii i chęci życia wrzucając je do „czarnej dziury”.
Nie ma nic złego w autorefleksji i w wyciąganiu wniosków, gorzej jeśli po takich lekturach złapie nas melancholia, złe samopoczucie , a nawet lekka depresja.
Warto przyjrzeć się temu, co nas zafrapowało najbardziej i popracować z tym przy pomocy specjalisty.
Nie ma sensu jednak, moim zdaniem, roztrząsać WSZYSTKIEGO.
To jest tak trochę jak z „wujkiem google”- kiedy jesteś na coś chory i czujesz się źle – zamiast iść do lekarza szukasz objawów i skutków w inetrnecie, a wtedy okazuje się, że zostało Ci dwa dni życia.
Zdrowy rozsądek to bardzo ważna rzecz.
Nie sądzicie?
Życzę Wam dzisiaj przede wszystkim zdrowia i zdrowego podejścia do życia.
Dystansu do niektórych spraw.
No i tego oczywiście, żebyście nie marnowali „białego serka” ha ha ha i nie pielęgnowali w sobie „czarnej dziury”.
Wszystkiego dobrego.
Julia Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD
Fot.: summa